Dzisiaj zrobiłam sobie maseczka lnianą z dodatkiem soku aloesowego, ale zacznę od początku...
Włosy naolejowałam olejkiem migdałowym, omijając skalp, a ten zwilżyłam mgiełką aloesową w stosunku 1:1 z wodą. Włosy pod czepkiem i turbanem pozostawiłam na 1,5 h i zmyłam szamponem bez detergentów.
Wcześniej przygotowaną maseczke z siemienia lnianego nałożyłam na umyte i odsączone z nadmiaru włosy i potrzymałam 45 minut.
1/4 szklanki siemienia zalałam wrząca wodą i gotowałam przez 10 minut. Po odstawieniu powstał żel, który przecedziłam przez sitko. Wpadło troszkę ziarenek, ale nie przeszkadzało mi to. Do maseczki dodałam łyżeczkę soku aloesowego, by dobrze nawilżyć skalp.
Nie wyszło mi żelu za dużo, ale spokojnie starczyło na pokrycie skalpu i przeciągnięcie reszty po włosach. Po spłukaniu lnianej maseczki nałożyłam jeszcze na chwilę maseczkę Biovax- Gold i do ostatniego spłukania użyłam chłodnej wody do domknięcia łusek.
Wysuszone chłodnym nawiewem i zabezpieczone kroplą serum Mythic Oil
Efekty:
Zdjęcie zrobione w sztucznym oświetleniu, bez flesza.
Z góry przepraszam za jakość.
Włosy po takiej maseczke lnianej mają większą objętość i zaczęły się bardziej falować bez żadnego ugniacania i stylizowania. Włosy są miękkie i gładkie w dotyku. Polecam maseczkę, jest rewelacyjna.
* Dodatkowo dzisiaj zaczęłam pić drożdże. Nie mam pojęcia jak można wytrwać miesiąc w tym, ale spróbować zawsze można, wypadanie włosów zaczęło denerwować i innych domowników :) Dlatego trzeba się wziąć za to poważniej. Sądzę, że codzienny kubek pokrzywki, drożdży, kapsułka Vitapilu mi pomogą. Dodatkowo maseczkę lnianą będę aplikować na włosy co drugi dzień, zawsze przed myciem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz